Czy Germaine Cellier rzeczywiście była pierwszą w historii perfumiarką?
Wątpię.
Niektórzy znawcy historii perfumiarstwa podają, że nie pierwszą, tyle że nikt z nich nie podaje kto nią był. 🙂
Jedno jest pewne: w dziejach perfumowej historii była pierwszą kobietą, która stała się sławna, której imię zapamiętali dzięki swojemu niezwykłemu zmysłowi komponowania bardzo oryginalnych dzieł oraz współpracy z wielkimi domami.
Żeby dobrze zrozumieć perfumy tej damy z czarującym półuśmieszkiem, trzeba wiedzieć, że Germaine miała charakter buntarski, była lesbijką (a przynajmniej tak twierdzono), paliła papierosy, piła alkohol, klęła jak szewc … i tworzyła jak nikt inny.
Jedna z legend o niej mówi, że w poszukiwaniach inspiracji zakradała się do damskich przebieralni teatrów i domów mody wąchając i kradnąc przepoconą bieliznę młodych aktorek i modelek. Twierdziła, że to jest najlepszy zapach, który jest warty odtworzenia. (Niczego Wam to nie przypomina? 😉 )
Podobno, w taki sam sposób powstał słynny Bandit (szypr skórzany) – niesforna Germaine ukradła kurtkę kierowcy wyścigowego i odtworzyła jej zapach: agresywny, dziki, seksowny, a jednocześnie szlachetny i gustowny – jak ona sama.
Tworząc kolejne dzieło, dzika Germaine nie sugerowała się niczym i nikim.
Podczas okupacji Paryża, słynny Jean Carles zorganizował towarzystwo perfumiarskie, dla którego prowadził lekcje i zajęcia, między innymi opowiadając o idei piramidy zapachowej. Nasza bohaterka uczęszczała na te lekcje; na tej podstawie niektórzy naiwnie twierdzą, że Carles był mentorem Cellier, tak jakby zbuntowany anioł mógł mieć jakiegokolwiek mentora 😆
Niemniej, jakieś pomysły ktoś od kogoś zaczerpnął, ponieważ w tym samym czasie Cellier tworzy Vent Vert, a Carles – Ma Griffe, czyli dwa klasyczne zielone szypry. W wielu źródłach podaje się, że Autograf został wydany w 1946, a Zielony Wiatr w 1947, lecz to jest data wydania, nie stworzenia tych zapachów.
Zielony Wiatr powstał w pierwszej połowie 1945 roku jako hymn zwycięstwa w wojnie, nowego życia i budzącej się wiosny! Jest więc wielce prawdopodobne, że to jednak Jean Carles zaczerpnął pomysł dla swojej kompozycji od Germaine, a nie odwrotnie.
Tak czy inaczej, jak mówi legenda, Carles był oburzony z powodu dzieła swojej “uczennicy”. Doprawdy, jak można? Zamiast pieczołowitego budowania klocek po klocku wymyślnej piramidy szyprowej, gdzie jest po trochu wszystkiego przy ogólnym zachowaniu harmonii, dać aż 10% wściekle gorzkiego galbanum?! Geniusz naszej buntowniczki jednak właśnie na tym polegał: nie zwracać uwagi na nikogo, łączyć rzeczy, które się nie łączą i tworzyć perfumy, które pozostawią ślad w historii.
Germaine Cellier i Jean Carles budowali swoje zielone szypry w nieco odmienny sposób, lecz sama konstrukcja akordu wygląda podobnie: cytrusy z dominującą bergamotką w głowie, ciężka mszysta baza z wyraźnymi akcentami piżmowo-animalistycznymi oraz kwiatowo-zielone gorzkie serce (haha, jak poetycko to brzmi).
Serce kompozycji Cellier było budowane w oparciu o zieloną krzyczącą dzikość galbanum, a Carles o bardziej zrównoważony, spokojny i zrozumiały Styrallyl Acetate. Oba te składniki świetnie współgrały z gorzkością i cytrusowością bergamotki oraz powagą i głębią zielonego mchu.
Obecnie jest całe mnóstwo molekuł syntetycznych kojarzących się ze świeżą zielenią – pisałem o tym w odpowiednim artykule.
Decydując się na stworzenie zielonego szypru, perfumiarz posiada masę możliwości: od zielonych jabłek w głowie, poprzez trawę i liście różnych roślin w sercu po np. grejpfrut w bazie. Myślę, że zielone szypry mają w sobie jeszcze sporo niedopowiedzenia.
Tyle, ile jest go w uśmiechu zagadkowej kobiety Germaine Cellier…
Galbanum to jest kwintesencja tego co kocham w starych zapachach, to samo kandyzowana gorzkawo-słodka cytrusowość, aldehydy, wspomniany octan styralylu i petitgrain z lawendą <3 Kocham. Klimaty musujące, bardzo ostre świetliste kojarzące się z dawnymi lakierami do włosów. Piękne galbanum jest w klasycznej Pani Walewskiej oraz w Anais Anais Cacharel.
A jakbyś zakwalifikował hiciora lat 80 Giorgio Beverly Hills? To jakby bardziej brzoskwiniowe Ma Griffe. Ja przyznam że nie lubię akurat tych zapachu, mam bardzo odstręczające skojarzenia z nim, taka komuna w butelce, stare zaniedbane zakłady fryzjerskie u ,,Pani Usi" itp. Bo np. w Walewskiej fryzjer brzmi pięknie wg mnie, to samo w Anais Anais mi się podoba. Lubię łączyć galbanum z ylang ylang i aldehydami jak we wspomnianych wyżej woniach to jest piękne nostalgiczne vintage kwiatowo-ostro-lakierowe.
Kacper, dzięki za komentarz.
A więc bliżej Ci do zbuntowanej dzikości Cellier, niż do spokoju i równowagi Carlesa 🙂
Dokładnie tak! W ma griffe irytuje mnie dysonansowe połączenie akordu. Troche podobnie mam z Evasion Bourjois ale z kolei w nich jest ta miodowość która jakby łapie ten dysonans w spójne rany i odbiór mam już pozytywny.