O tym, że miasta wydzielają swój niepowtarzalny i zwykle bardzo specyficzny zapach wie każdy, kto jest posiadaczem wrażliwego zmysłu powonienia. Stolica Anglii bez wątpienia pachnie swoją osobliwą historią.
Katalizatorem owego londyńskiego zapachu jest oczywiście Tamiza, która dumnie przedziera się przez tę metropolię, dzieląc ją niemal na dwie równe części. Niegdyś spływały do niej wszelkie możliwe zanieczyszczenia. W 1858 roku miała tu miejsce katastrofa ekologiczna znamiennie nazwana „Wielkim Smrodem” (ang. Great Stink). Ze względu na wysokie temperatury Tamiza zaczęła wówczas oddawać zapachy, jakie chłonęła z zanieczyszczeń przemysłowych, a nawet ludzkich. Trudno, aby dziś po tej dawnej woni nie zostało ani śladu.
Przemieszczając się ciasnymi londyńskimi uliczkami uderza nas również zapach stęchlizny, wilgoci wiekowych kamienic, a dziś także aromat przypraw, smażonej ryby tzw. Fish and Chips, jak i dań rodem z całego świata. Co jeszcze jest tu bardzo wyczuwalne? Pchający się w nozdrza zapach palonej gumy, który jest już symbolem współczesnej cywilizacji wydobywającej się spod maski pojazdów Diesla.
Nie można dodatkowo nie wspomnieć o prawdziwie intensywnej woni londyńskiego metra. Każdego dnia tę, liczącą ponad 150 lat, podziemną kolej odwiedza 3,2 mln ludzi. Taki tłok musi dać efekt w postaci ciekawego zapachu będącego mieszanką perfum, pośpiechu i ścisku. Ale w tunelach najbardziej wyczuwalny jest zapach samej kolejki. Dusząca woń rozpędzonej maszyny nie da się pomylić z żadną inną na świecie. Temperatura w londyńskim metrze jest ok. 10 stopni wyższa, niż na powierzchni, stąd zapach kurzu, tłoku, ludzkich ciał oraz samych pociągów, a także kafli, po których od XIX wieku przechadzało się miliardy stóp, wydaje być intensywniejszy. Sama 40 minutowa podróż kolejką przez naukowców porównywana jest ze szkodliwością wypalenia dwóch papierosów, za co odpowiedzialny jest kurz, który jest wynikiem ścieranych po szynach hamulców. W roku 2001 w tunelach chciano poprawić powietrze rozpylając specjalne zapachy, ale nikt tego nie zauważył, więc pomysł porzucono, dzięki czemu metro wciąż pozostaje wyjątkowym doświadczeniem dla naszych nosów.