Perfumy Japonia przedstawiają:

POWIETRZE: kami-kaze (wiatr morski), koti-kaze (wiatr górski)
OGIEŃ: yuzu, wulkan, minerały
WODA: onsen, mgła, rosa
ZIEMIA: kamień, wasabi, tatami
Cztery żywioły połączone w całość piątym – pustką/niebem (空, kū)

Zapach Japonii należy postrzegać przez pryzmat narodowego minimalizmu i kontemplacji. Dla Japończyka najlepszy zapach to jego brak. Pragnie, by otaczała go czystość i sterylność. Szacunek aromatyczny wobec innych ludzi jest istotną częścią kultury japońskiej. Ten brak wyrazistych zapachów często szokuje turystów. Czy zatem Japonia nie posiada żadnych ciekawych zapachów? Wręcz odwrotnie!
Droga kōdō to sztuka, w której kolor, kształt czy dźwięk schodzą na dalszy plan, a jej duszą jest ulotny zapach. Delikatny gest wdychania i aromatycznego kontemplowania. Europejczycy kojarzą zazwyczaj zapach Japonii z pozbawioną zapachu sakurą, natomiast warto pomyśleć o obcowaniu z następującymi nutami:
Owoc yuzu, ozonowa mgła schodząca do nizin, liliowce i piwonie porastające zbocza gór, wulkaniczny pył pachnący ogniem i siarką, morskie nuty tsunami, japońska mineralna łaźnia onsen.
Ta czystość i ozonowość dotyczy zwykłego Japończyka. Co innego jeśli chodzi o japońską mafię. Yakuzę cechują różnorodne barwy, nietypowy styl, tatuaże i… zapachy! Wasabi, sake, mocne upojne kwiaty, pieprz sansho, sushi, glony.
Czy nie warto zatem porzucić europejskie podejście do Japonii z postrzeganiem tego kraju przez pryzmat sakury, wiśni, zielonej herbaty, kadzidła? Zamiast tego, spróbować połączyć czystość, mineralność i ozonowość codziennej Japonii z wyrazistymi akcentami Yakuzy.
Jak Waszym zdaniem pachnie barwna Yakuza?

Jeden z komentarzy przy tworzeniu projektu:

Zadzwoniłem do znajomej, która uczy kaligrafii japońskiej i w Japonii regularnie bywa. Pytałem z czym jej najbardziej kojarzy się zapachowo ten kraj. Wspomniała o rozgrzanych kamieniach, łaźniach onsen i starym drewnie, ale dorzuciła też element, który mnie mocno zaintrygował. Otóż jednym z najbardziej charakterystycznych zapachów w tym kraju jest zapach mat tatatmi, którymi wyłożone są wnętrza domów, hoteli i wszędzie tam gdzie z założenia wchodzi się boso. Są to maty zrobione zasadniczo ze słomy ryżowej pokryte plecioną słomą trawy igusa (czyli situ rozpierzchłego – juncus effusus L.) która ma bardzo intensywny charakterystyczny słomiany zapach. Podobno maty pachną dożywotnio – bez względu na to jak długo je masz – zawsze w pomieszczeniu gdzie są czuć ich zapach. A są właściwie w każdym tradycyjnym japońskim domu. 

Opinie:

“Nierzadko w mojej głowie malują się obrazy – podczas testowania nowych setów. Tym razem – nie było inaczej. Krótko, zwięzle i na temat?: czysto i wietrzenie. Stoję w górach. Zdobyłam kolejny szczyt. Zdyszana, zmeczona, ale szczęśliwa. Nie czuję goryczy, a w nozdrzach przyjemna słodycz. Na policzku – wiatr. Zapach jest krystaliczny. Ale nie zimny. Przestrzenny. Dobry na wiosnę.”

“Początek jest cudny, świeże, ale pyliste, bo naładowane minerałami powietrze. Jest zimne i wilgotne. Później wszystko się ociepla, jest gorąca woda i obietnica czegoś pysznego do jedzenia. I wtedy wybija wasabi, które trąci jakby rybą, ale taką seksowną? Nie znoszę zapachu ryby, a tu mnie pociąga. Wiem, że jej tam nie ma, ale być może na zasadzie skojarzeń z wasabi, pragnę sushi. Końcówka mnie najpierw trochę zawodzi, ale później nie mogę przestać wąchać. Jest jakby coś odstręczającego w tym wasabi, ale później czuję ziemię, może glony i cały czas przykładam do ręki nos i dotykam jej ustami. Zmysłowe, choć czyste, ale też zabrudzone pyłem. Podobają mi się! Po dwóch godzinach zapach się delikatnie wysładza i staje jeszcze bardziej zmysłowy. Naprawdę sama już nie wiem, co o tym wszystkim sądzić…”