Jestem zdania, że każdy perfumiarz ma swoją specjalizację — obszar, w którym czuje się najlepiej. Ma opracowany warsztat, zna składniki, z którymi najbardziej lubi pracować, a satysfakcja z tworzenia w tym stylu zazwyczaj przewyższa tę, jaką daje praca poza jego głównym obszarem. Czasami jednak warto na chwilę odejść od utartych ścieżek i spróbować czegoś zupełnie innego.
Jak co roku, wspólnie z Danielem postanowiliśmy zrealizować na Grupie Niszowej na Facebooku kolejny wiosenny projekt. Miał on symbolicznie pożegnać zimę i przywitać wiosnę. Przy okazji postanowiłem sprawdzić się w roli twórcy gourmand — co jest dla mnie nietypowym wyzwaniem. Owszem, od czasu do czasu analizuję słodkie kompozycje znanych perfumiarzy, jednak nie przepadam za nadmiarem waniliny, kumaryny czy maltolu, dlatego postanowiłem pójść własną drogą.
Doświadczenie okazało się tym ciekawsze, że początkowo planowałem jeden projekt, a ostatecznie powstały aż trzy!
Cheri Cheri Oud
Nad nowymi ujęciami oudu pracuję już od kilku lat. Mam wrażenie, że jego syntetyczne odpowiedniki trochę się już przejadły, a naturalny oud wciąż pozostaje niemal nieznany. Nawet jeśli ktoś ma kontakt z tym najdroższym legalnym składnikiem świata — olejkiem z oudu — często skupia się na jego animalistycznych aspektach, które mogą być odrzucające dla europejskiego nosa, nie dostrzegając jednocześnie jego wyjątkowo drzewnej głębi. Przez lata szukałem odmian tego składnika, które pokazują wszystko, co w drewnie agarowym najpiękniejsze. To właśnie one, te bardziej drzewne i subtelne, stały się podstawą tej kompozycji.
Odmian jest kilka, jednak podstawę drzewno-balsamicznej bazy tworzą trzy agary:
– dwuletni oud z Tajlandii, prowincja Borai – ten oud cechuje się owocowością i kwiatowością, są wyczuwalne nuty mango, liczi, papai, a także… czereśni 🙂 Serce jest wypełnione lekkim dymem i kadzidłem, a baza jest niezwykle przejrzysta, drzewna, mineralna;
– siedmioletni oud Royal z Tajlandii – jest niesamowicie głęboki, nasycony, ma o wiele bardziej dziką naturę niż ten powyżej. Czujemy tutaj więcej żywicznej balsamiki, drzewnej dymności, ale także przypraw i słodyczy. Spodobał mi się także minimalizm nut animalnych, bardziej kojarzących się z tytoniem niż ze zwierzakiem. To ten oud pozostaje na skórze najdłużej, formując na samym końcu pudrową nutę podobną do mchu dębowego;
– oud Cambodia – kambodżańska odmiana, która jest wielobarwna i kremowa, bardzo dobrze łączy nuty drzewne z owocowymi.
Dobrze dobrane oudy to tylko połowa pracy.
Największym wezwaniem było dodanie nuty czereśni.
Wiecie jak będzie “wiśnia i czereśnia” po angielsku?
Cherry and cherry 😆
Po francusku “cerise et cerise”, po włosku “ciliegia e ciliegia”… itd. itp.
Rozumiecie na czym polega problem? Poproszono mnie o stworzenie właśnie zapachu czereśni – w innym języku nawet bym nie zrozumiał o co chodzi 😂 Samo słowo, nawet po polsku, ma pochodzenie greckie – κέρασος, które także oznacza wiśnię. I prawdę powiedziawszy, czereśnia właściwie wiśnią jest. Różnica w zapachu natomiast między wiśnią i czereśnia na pewno istnieje i jest spora… Tylko jak ją uchwycić?
No, powiem Wam, musiałem się napracować.
Stworzyłem 13 głównych wersji i kilka pobocznych. Dopiero wariant 13.3 przeszedł próbę ognia i stał się perfumami Cheri Cheri Oud.
Dlaczego aż tyle podejść?
Czereśnia uparcie próbowała zamienić się w wiśnię. Lub wybrzmiewała nieperfumeryjnie pachnąc na zmianę kompotem i dżemem . Albo znikała w 5-10 minut po naniesieniu na skórę. Ginęła w głębinach oudu, tonęła bez śladu.
Większość perfumiarzy zostawia czereśni (czy szerzej: wiśni) krótką chwilę obecności — zazwyczaj w otwarciu. Gdy znika, jej miejsce wypełnia się innymi nutami: owocowymi, jak brzoskwinia i śliwka, lub kwiatowymi, jak róża. Tworzy się efekt przejścia, zachowana jest ciągłość. Która jednak czereśnią w żadnym wypadku nie jest.
Po długich zmaganiach postanowiłem zaryzykować i pójść własną drogą.
Zamiast wypełniać pustkę, postanowiłem ją zostawić.
Bo pauza — zarówno w muzyce, jak i w przemowie — potrafi mieć większą moc niż dźwięk czy słowo. Cisza daje przestrzeń na emocję. Sprawia, że zaczynamy słuchać uważniej. To moment, w którym wszystko zwalnia i nagle jesteśmy bardziej obecni. W takich przerwach wybrzmiewa nie tylko to, co było, ale też to, co dopiero ma nadejść.
Zastosowałem podobny zabieg: po zniknięciu czereśni zostaje luka. Chwila zawieszenia. Jakby echo po owocu. I dopiero wtedy pojawia się oud — świadomie i spokojnie, bez pośpiechu. Dobrze skomponowany akord czereśni spięty z dobrze dobranymi oudami, prezentującymi zamiast animalistyki owocowość i drzewność, pochwyciły wzajemne dźwięki i spięły się w spójną harmonię.
Wybrałem pustkę.
Bo czasem brak jest najciekawszym składnikiem.
Głowa: czereśnia
Serce: paczula, skóra, tonka, żywice
Baza: oud naturalny, wetyweria, wanilia, ambra
