Testy aromatów konkursowych. Zapachy 10-12

Testujący oceniają przesłane prace o numerach 10, 11, 12

Rennifer_Lopez: Zabawa

Perfumy kwiatowo-orientalne. Otwarcie to bukiet słodko pachnących egzotycznych kwiatów. Próbowałam dowąchać się jakich, głównie kojarzą mi się z kolorem żółtym (ylang, mimoza), oprócz tego są białe kwiaty (jaśmin, narcyz).Te kwiaty, mimo że jest ich dużo mnie nie przytłaczają, taka bomba kwiatowa ale z czymś, co dodaje przestrzeni i nie pozwala człowieka zadusić. To znaczy mnie nie zadusiły, ale mam daleko przesuniętą granicę jeśli chodzi o uduszenie kwiatkami w perfumach 🙂

Kiedy upojne kwiaty trochę się wyciszą, mam wrażenie że zapach robi się leciuteńko owocowy, coś jakby śliwka albo brzoskwinia ale nie wiem czy to nie jest jeszcze efekt z kwiatów, bo jest to bardzo delikatne i szybko znika. Następnie zapach robi się balsamiczny, ciepły, lekko przyprawowy, powiedziałabym że uzależnia jak narkotyk – co chwila łapałam się na tym, że bezwiednie podnoszę dłoń do nosa. Bardzo radosny zapach, kojarzy mi się z miłymi uroczystościami (wesele, urodziny)i beztroską zabawą.


Liczi: Minerał – Rubin

Dziesiątka to rozkoszna, soczysta, dojrzała śliwka otulona pękiem egzotycznych kwiatów. Zapach ma wyraźna atmosferę zmysłowo czarującej, dalekowschodniej elegancji i przywodzi na myśl pięknie ubrane gejsze z Gion Kobu w Kioto. Kompozycja zdecydowanie orientalna, słodka, gęsta, ciepła z lekkim zabarwieniem drzewno-przyprawowym, dla mnie ultra kobieca. Śliwka obok cytrusów i figi to jedyne z owocowych nut, które lubię w perfumach, tutaj bardzo ładnie podana.


Kubańczyk: Retro flower
Za testy zabrałem się w kolejności numerycznej. To pierwsza stricte kobieca kompozycja spośród wcześniej testowanych. Czuję tu soczystą brzoskwinię i OGROM kwiatów – jaśmin i tuberoza w przeważającej ilości, a ten mix może przytłaczać i przyprawiać o ból głowy. Całość składa się na zapach ”starej pudernicy”, – jest gładko, balsamicznie, kremowo, – od pierwszej aplikacji przez następne godziny trwania na skórze. Miłośniczkom  Chanel’owej Piątki może się baaaardzo podobać. Ja wielkim fanem nie jestem, ale kompozycję doceniam.
Kolor: ciemno pudrowy


Iwonidos: w starym kinie

Białe kwiaty w szklanym wazonie,
tak, jak kiedyś, na fortepianie.
Słychać nawet cichą melodię,
tylko film już inny na ekranie…

Stare po nowemu, albo nowe po staremu. Zapach bardzo vintage. Otwarcie kwieciste tak, że zakręciło mi się w głowie. Wszystko dobrze zmieszane i ciężko wyłapać pojedyncze nuty. Po upływie  pół godziny zaczęła boleć mnie głowa, więc są aldehydy 🙂 Jest też, moim zdaniem,  jaśmin, brzoskwinia, tuberoza i lilia. Czuję też piżmo i odrobinkę nut kadzidlanych, paczulowych, które to jednak snują się bardzo niemrawo przy samej skórze. Z czasem zapach przycicha, robi się bardziej cielesny i spokojny, ja jednak nie umiem go okiełznać 🙂

Mikail: Luksusowe mydełko
Główne skojarzenie to luksusowe, francuskie mydełko. Wyobrażam sobie, że tak mogły pachnieć mydełka których do kąpieli używała Aundrey Hepburn.
Przepiękny, bogaty bukiet kwiatowy który niczym nie drażni w żadnym momencie. Zapach przypomina mi trochę lżejszą wersję Chanel No 5. Spokojnie można byłoby dolać go do bezzapachowego żelu do kąpieli lub stworzyć naturalne mydło na jego bazie. Wspaniała mydlano-kwiatowa kompozycja.


Jafa:
Piękny kwiatowy zapach nieduszący o bardzo dobrych parametrach. Trwałość i projekcja potężne. Generalnie przepiękna kompozycja.


Ela:
Zapach jest pudrowo-mydlany. Z rodzaju takich w obecności których ciężko się oddycha. Powiedziałabym, że retro. Moja mama ma w zwyczaju trzymać w szufladach z ubraniami mydełka. Gdy byłam mała i myszkowałam po tych szufladach to pamiętam, że jedno z tych mydełek tak właśnie pachniało. Dlatego zapach ten kojarzy mi się z dawnymi czasami. Raczej dla kobiety 50+.


Sobejjj:
Potwór kwiatowy! Naprawdę duża projekcja i trwałość, chociaż na skórze było dużo spokojniej niż się spodziewałem. Zapach to przede wszystkim kwiaty, czuję na pewno jaśmin i tuberozę, być może ylang-ylang, być może coś żółtego, ogólnie jest to tak skomponowane, ze ciężko wyczuć pojedyńcze nuty. To jest druga ważna twarz tego zapachu, czyli powiedziałbym nawet ekstremalna gładkość i kremowość. Dotyczy to zarówno tego, jak poszczególne nuty łączą się ze sobą, ale też jak przebiega ewolucja zapachu, fazy się przenikają, wszystko jest super płynne i łagodne. Świetne to. Baza jest lekko słodka, akord ambrowy z dodatkiem mleka, mlecznej czekolady i kropli miodu. Na myśl przychodzi bardzo kobiecy krem, także myślę, że zapach świetnie sprawdził by się w postaci kremu czy balsamu. Ja osobiście nie lubię takiego przedstawienia białych kwiatów, zdecydowanie wolę je podane razem z ich “brzydkimi” aspektami, indolem, gumowością, woskowością. Natomiast nie sposób nie docenić kompozycji i całego konceptu tej kremowości, który jest bardzo dobrze zrealizowany.


Zapach bzu i agrestu:
Bardzo złożony i świetny jakościowo. podobny do Jil Sander No. 4, spokojnie mógłby gościć w perfumeriach jako kompletna kompozycja, dopracowana.


Leondros:
Nawrzucano tu kwiatów jak skwarek do kaszy. Dużo kwiatów, biały, zielonych różowych. Ogród. Coś jednak nie zgrało sie, bo wyczuwam aromat lakieru do włosów. Zaryzykuje stwierdzenie, że to zwierzęca nuta odpowiada za to. Wyobrażam sobie w tym kobietę na emeryturze, która latem wyciąga garsonkę i odwiedza swoją kuzynkę, by przy ajerkoniaku wspomnieć czas młodości.


Machiavelli: Indyjski ślub
W całej Azji nie ma barwniejszego widowiska, niż indyjskie zaślubiny. Feeria barw i wzorów – złoto i czerwienie, róż i pomarańcz. Delikatne, muślinowe baldachimy obleczone z każdej strony frędzlami. Delikatne jedwabie, przez które prześwituje słońce. Kosze pełne zwiędniętego już nieco kwiecia, rozsypywanego na wszystkie strony. Taniec i śpiew, a pośród tego wszystkiego młoda para, prezentująca niby to oblicze bóstwa, niby lalek, które obserwują tę miłosną uroczystość.

Bardzo wesoły i fantazyjny zapach. Ponownie, bardzo perfumeryjny, czerpiący z europejskiej klasyki. Słodkawe, narkotyczne kwiaty białe i żółte podsypane pudrem. Tło z sandałem, tonką i białym piżmem. Efekt jest interesujący, ale na tyle złożony i wymieszany, że pachnie nierealnie, jest przerysowany i mocno aldehydowy. Jest też za to przemyślany i idący w jasno określonym kierunku


Kasja:
Otwarcie jest piżmowo – kwiatowe. Pudrowa, lekko mydlana słodycz. Dla mnie dość ciężki akord kwiatowy, za którym nie przepadam. Po około godzinie na mojej skórze kompozycja ta zrobiła się trochę lżejsza, kremowa, przywodząca na myśl kosmetyki. Po kolejnych kilku godzinach zapach zrobił się jeszcze lżejszy i zaczęłam wyczuwać lotos różowy, który bardzo lubię. Gdyby lotosu było więcej i byłby niezasłonięty przez inne składniki chętnie bym nosiła.

Testując tą kompozycję poczułam się jakbym utknęła w korku i denerwowała się, ze nie zdążę na umówioną wizytę u kosmetyczki. W końcu docieram do gabinetu i leżę z zamkniętymi oczami na fotelu. Przyjemne, niespieszne chwile, przepełnione relaksującym dotykiem. Zapachy kosmetyków mieszają się z zapachem mojej ulubionej kosmetyczki. Pachniała lotosem.

Rennifer_Lopez: Wonny Olejek

Strasznie korciła mnie próbka nr 11 więc po przetestowaniu numerów 1-3 rzuciłam się (tak, to odpowiednie słowo) do testów jedenastki. Być może zwrócił moją uwagę kolor (najciemniejszy ze wszystkich), ale wolę wierzyć że kobieca intuicja podpowiedziała mi, że to coś w moim stylu
Ten zapach określiłabym jako orientalno-korzenny. Kojarzy mi się z dobrej jakości wonnymi olejkami do ciała, stosowanymi w krajach Orientu podczas rytuałów pielęgnacyjnych.

Na samym początku zapach przypomina aromat grzanego wina, następnie na mojej skórze wyraźnie czuć goździki, jest ich w sam raz (czasem gdy jest ich dużo, zapach kojarzy mi się z gabinetem dentystycznym), potem dołącza coś, co w pierwszej chwili uznałam za pomarańczę, ale zmieniłam zdanie – to skórka pomarańczowa w syropie, bardzo fajna…ale nie te kupne, zeschnięte smętne kawałeczki sprzedawane w małych pojemniczkach, tylko taka domowej roboty, bardzo aromatyczna. Mam wrażenie że głęboko w tle snuje się jeszcze jakaś kwaśna nutka, niknie z pojawieniem się czegoś co wygląda mi na przyprawę o dość ciepłym charakterze, być może cynamon, ale trudno mi ocenić, a wsadziłam nos do wszystkich jakie miałam w domu Kolejne, co wyczuwam w tym zapachu to kwiaty, są delikatne, białe (jaśmin, kwiat pomarańczy, tak mi się kojarzą). Tak opisuję po kolei co udało mi się wychwycić, ale nie jest łatwo, bo zapach odbieram jako bardzo dobrze zmieszany, składniki nakładają się na siebie i poza goździkami, które przywitały się głośno i wyraźne, reszta stoi w zwartej grupie i mówi jednym głosem.

Przyjemny, kwiatowo-korzenny aromat trwa dość długo, jest delikatnie słodki, otulający i optymistyczny. I rozleniwiający – nic, tylko pozwolić się namaścić olejkami, może jakiś masaż, a wszystko przy dźwiękach relaksującej muzyki i wśród pięknych kwiatów Pod koniec zapach jest ciepły i lekko drzewny. Bardzo mi się podoba, najchętniej wypsikałabym całą próbkę za jednym zamachem.


Liczi: Minerał – Krokoit

Zapach zaskakuje już od pierwszego wdechu, są kwiaty ale niedosłowne, są rozgrzewające przyprawy ale prócz pieprzu trudno mi wskazać konkretne zioła. Otwarcie jest pikantne, intensywne, słodkie i kwaśne. Czuję też skórę ale to nie skóra z polskiego sklepu galanteryjnego czy marrakeszeńskich garbarni ale skóra żywej, jadowitej żmii rogatej płożącej się na rozgrzanych piaskach Sahary. Wyczuwam też wanilię, żywicę i jakiś likier alkoholowy, wszystko wspaniale wymieszane.


Kubańczyk: Purple Orient

Pierwsze co rzuca się w oczy – kolor płynu przypominający mocną i ciemną herbatę.. Barwa ta świetnie nawiązuje do kompozycji, dając do zrozumienia, że to nie będzie łatwa przeprawa. Jest to  zapach przyprawowo-korzenny zbudowany z bardzo naturalnych składników i to trzeba zaznaczyć. Czuję tu goździki, suszoną śliwkę rodem z Bożonarodzeniowego kompotu z suszu, cynamon, orientalną kwiecistość, kadzidła oraz skórę składające się na stuprocentowo orientalny zapach. Kompozycja nie jest gładka, jest pełna wyważonych nierówności, daje się we znaki przy każdym ruchu ręką porażając parametrami. Perfumiarz zadbał o to, ażeby testujący miał mnóstwo skrajnych emocji, co jak dla mnie jest czymś bardzo ciekawym. Nie wiem, czy odważyłbym się założyć taki zapach “do ludzi”, dla dobra swojego i innych.
Kolor. Ciemnobordowy


Iwonidos: meksykańska fala

Proszę państwa, jako pierwszy na boisku, w szalonym pędzie, pojawia się Dziki Goździk! Prawie ramię w ramię z Goździkiem, wbiega Cynamon, który jeszcze niedawno w wywiadzie, mówił, że jest cały w proszku. Tuż za nimi – Suszone Owoce! Najbardziej w oczy rzuca się Śliwka. Zaraz, zaraz…Czy oni wszyscy biegną do kompotu?
Proszę państwa! Cóż to się dzieje? ! Na boisko wbiegają nowi zawodnicy! Kto to taki? Już widzę! Do biegnących dołącza grupa młodzików ” Leśne Igliwie”! Wpadają pomiędzy zawodników, wnosząc do drużyny trochę świeżości.
Popatrzmy co tam się dzieje! Wszyscy zawodnicy biegną do jednej bramki, nieco się przepychają, wpadają na siebie! Ale oto są! Dotarli! Wszyscy w jednym miejscu! To niewiarygodne, proszę państwa, ale oni robią meksykańską falę! Jakaż energia od nich bije! 🙂
To zapach pierwszoligowy. Mocny, wyrazisty, ogoniasty i bardzo trwały. Kiedy prowadziłam przed południem samochód, wciąż docierał do mnie dość mocny, bliżej nieokreślony zapach. Jedyne skojarzenie, jakie miałam , to ,że chyba niedokładnie spłukałam szampon z włosów. Zorientowałam się jednak, że powietrze z klimatyzacji wieje wprost na wierzch mojej dłoni i niesie z sobą zapach perfum nr 11. To woń, która nie daje spokoju przez swoją dziwność, zmienność, falowanie. Niby ciepła, przyprawowa, a szamponowa. Niby są nuty igliwia, kadzidła, śliwki, a ja czuję w tym wszystkim trochę Domestosa. Niespokojne to perfumy i dynamiczne 🙂
Brunatny płyn z fiolki nr 11, niestety zostawia plamy na ubraniu, na skórze, zasychając, tworzy nieco lepki film.

Mikail: Porzeczkowy koktajl
Zapach numer 11 zwrócił moją uwagę ciemną barwą cieczy, przypominającą mi Black Afgano. Z uwagi na sentyment jakim darzę Afgańczyka gdzieś na końcu głowy pomyślałem sobie, fajnie by było gdyby miał z nim coś wspólnego. Po użyciu zapachu pozytywnie się zaskoczyłem. W otwarciu poczułem coś czego się nie spodziewałem – soczystą porzeczkę. Po czasie pojawiają się nuty godździków oraz innych przypraw jakie stosuje się w grzanym piwie lub winie. Wychodzi również delikatna nuta alkoholu, być może czerwonego wina.


Jaffa:
Zapach inny od pozostałych, cierpki, trochę kwaśny jak by, gorzki.  Dobra projekcja i trwałość. Bardzo energetyczny… tzn. dodaje pozytywnej energii


Ela:
Otwarcie: [widzi flakon] O! To jest zdecydowana barwa! To będzie coś wyjątkowego. [sprawdza] Ojej, tego bym nie chciała nosić. To nie pachnie jak perfumy. W porównaniu do innych orientalnych zapachów nie aromatyzuje na długość ramienia, trzyma się blisko skóry. Dobrze, pewnie niedługo znikną. Te deserowe wiśnie w likierze. A ja przecież nie lubię wiśni w deserach.
10 h później : wiśnie wciąż są ze mną. Ale to już nie są wiśnie tylko może suszona śliwka w czekoladzie?
14 h później: śladowa woń na nadgarstku – uczucie jak gdybym wąchała róże, róże które właśnie dostałam od ukochanego mężczyzny. Ten zapach w tej fazie przywołuje uczucie bycia zaopiekowaną i docenianą.


Sobejjj:
W otwarciu czuć goździki, pieprz, może gałkę i świetny jałowiec. Najpierw nieco zagłuszone przez intensywne przyprawy pojawia się akord owocowe, który jest dla mnie dominujący w całym zapachu. Przypomina mi dżem czereśniowy, są też nutki wiśni, śliwek, jałowca, czerwonego wina. Nie jest to nachalnie gourmandowe, miejscami przypomina mi Fille en Aiguilles Lutensa. Baza jest dosyć nieokreślona, choć tutaj dobrze się to sprawdza. Pachnie dla mnie jak niesłodki akord ambrowy z nutą chlebową. Najpierw pomyślałem, że bardzo szybko mi to na skórze zgasło i już tylko było czuć przy skórze, ale w ciągu dnia co chwilę coś jednak do mnie dochodziło i to jest bardzo dobre. Ostatecznie, dobra robota, osobiście wolałbym, żeby akord owocowy był troszkę “brzydszy” bo momentami czułem taką wisienkę z lizaka.


Zapach bzu i agrestu:
Próbkę zostawiłem sobie prawie na sam koniec, sam kolor był mocno intrygujący. Do tej pory o podobnej barwie widziałem tylko Blackbirda oraz Black Afgano. Jednak płyn okazał się bardziej przeźroczysty i na myśl przyszła mi cola 🙂 po psiku mega zaskoczenie, to nie tylko wygląda jak cola, ale i tak samo pachnie 🙂 do tej pory wąchałem w podobnych klimatach nowość od Kiliana z nutą coli – Bad Boys Are No Good But Good Boys Are No Fun By Kilian, ale nr 11 jest dużo lepszy. Pachnie jak już nieprodukowana, nieodżałowana Cherry Coke. Zapach radosny i poprawiający humor 🙂


Leondros:
Cherry Cherry Lady zanucę i zamienię Lady na Colę. Aromat wiśni, który odnajdziemy w takiej coli lub tabace. Słodycz, karmel. Trochę drewna. Uśmiech wywołał ten zapach na mojej twarzy.


Machiavelli: Karawana ze Wschodu
Jakie to dobrodziejstwa płynęły ze Wschodu? Skrzynie pełne złocistych bakalii, szkatuły z drogocennymi przyprawami. Końskie grzbiety objuczone drewnem ciemnym jak noc i jasnym jak słońce. Mieszają się z wonią rozpalonej ziemi pod rytmicznie wybijającymi, okutymi kopytami. Karawana porusza się powoli i ociężale, bo wszystkie te ojczyste dary staną się wkrótce szczerym złotem.

Pierwsze wrażenie to wiśnie i migdały – słodkie, likierowe, bardzo gourmandowe. Nieco ociężałe, ale stopniowo rozwijające się. Chwilami z jakąś świeżą przeciwwagą, z czasem zaś nabierające przyprawowego ciepła. Zapach kojarzy mi się trochę z niektórymi dziełami Frapina. Wydaje mi się, że w bazie jest też trochę wanilii, jednak nie na tyle, by była wyczuwalna wprost, jest za to coś jakby wypalony, papierosowy tytoń lub jakieś wytrawne zioło. Bardzo elegancki, ale jednocześnie enigmatyczny, pachnący wieczorowo.


Kasja:
W otwarciu jest mocno wiśniowy i lekko oudwy. Taka lekka poświata oudu na granicy tego szpitalnego i słodko, miodowo, drzewnego, jest bardzo przyjemny. Później dochodzi do głosu akord skórzany, który buduje być może, między innymi labdanum, Davana i jakies inne zioła.  Być może swój udział ma też balsam tolu. Akord skórzany cały czas przeplata się z zapachem wiśni i miodowych tonów.  Później wyczuwam piękny akord liliowo – ambrowy. Chętnie nosiłabym.

Kompozycja nr 11 przywołała wspomnienie kairskiej kahwa (kawiarni). To był dzień wypełniony wieloma wrażeniami. Spacerowaliśmy Sharia al-Mui podziwiając meczety i  długie godziny spędziliśmy na bazarze. W centrum tego bazaru  Khan al Khalili, w długim wąskim pasażu pełnym wnęk i małych salek, znajduje się Fiszaoui, najsławniejsza kawiarnia w Kairze. Tam postanowiliśmy odpocząć. Baklawa pachniała migdałami i ociekała miodem, ktoś obok pykał sobie wiśniową sziszę. Kahwagi (kelner) przyniósł  kanaka (naczynie do zaparzania kawy) na cynowej tacy i nalewał napar do porcelanowych filiżanek. Kahwagi pachniał oudem i ambrą, zmęczenie odpływało w niepamięć.  To był niesamowity dzień, tak zresztą jak i pozostałe spędzone w Egipcie.

Rennifer_Lopez: Skarbczyk

Bardzo intensywny zapach, by nie powiedzieć piekielnie mocny, o orientalnym charakterze. Nie jest podobny do niczego co znam (z kolei moja siostra powiedziała że to zapach sklepu z kadzidełkami, czym mnie mocno zbulwersowała, a nie powinna. Niby wiem że każdy ma inne doświadczenia zapachowe, ale czasem trudno pogodzić się z niektórymi skojarzeniami).

Jak by to napisać. Nie wiem co tu jest, ale jest piękne. Zapach mnie pokonał – nie umiem mu wyrwać nutek 🙂 Testowałam go dwa razy, za każdym razem po jednym psiku. Za pierwszym razem miałam przed oczami lukrecjowe cukierki + anyż, jakieś żywice (benzoes?) i coś drzewnego, kojarzącego się z korą egzotycznego drzewa, słodkie kwiaty i bób tonka. Inne skojarzenia to lekarstwa, syrop na kaszel. I wiecie co? Tak przeglądałam w myślach te składniki, ale ciągle mi coś nie pasowało, wszystko nie tak…no to powtórka (nie od razu). Psik i czuję jodłę, cytrynę, miętę i jeszcze jakieś ziele, ambrę oraz bób tonka. Inne skojarzenie – dopóki zapach się nie ociepli, kojarzy mi się z ośnieżonym lasem iglastym. No i powtórka z rozrywki, znowu mam wrażenie że coś znajomego i oczywistego mi umyka.
Jest jak skarbczyk do którego nie mam kluczyka. Ale jaki ładny skarbczyk.


Liczi: Minerał – Bursztyn

Wspaniały miks przypraw, żywic, balsamów, słodkiej tangeryny i egzotycznych, słodkich kwiatów. Czuję yang-yang, wanilię, cynamon. Zapach typowo orientalny, bardzo ciepły, słodki, puszysty i kremowy. Wszystko jest okrągłe, miękkie, nic nie wybija na pierwszy plan.


Kubańczyk: Dubaj
Testując już ostatni zapach, kolejny raz trafiam na coś, co od razu przypomina mi o niesamowicie pachnącym Dubaju. Dwunastka idealnie oddaje klimat perfum, jakich używają mieszkańcy Emiratów Arabskich. Mijając  w galerii bogate kobiety ubrane w abaje i ich facetów i w śnieżnobiałych kandurach, cały czas do nozdrzy dochodził ten orientalny, bogaty, balsamiczny aromat.
Z wszystkich dwunastu zapachów, to właśnie w ostatnim najciężej wyłapać mi konkretne nuty, gdyż cały miks składa się w jedną spójną całość. Mimo, że parametry nie powalają, to dziwnym trafem cały czas chce się wąchać. Czy to tylko chęć powrotu do tamtych chwil? A może zauroczenie? To nie ważne…Mam nadzieje, że będzie mi dane przetestować ten zapach solidniej po zakończeniu konkursu. “Dwunastka” to zdecydowanie uniseks w pełnym tego słowa znaczeniu.
Kolor: Złoty


Iwonidos: orientalne cukierki

Rozsypały się landrynki , spadły w dno szuflady
łzy goryczy wylewają na wonne przyprawy.
Nikt ich teraz nie spróbuje, wyjmie dłoń ostrożna.
Nikt nie sprawdzi, jak smakują, lecz powąchać można 🙂
Ten zapach jest dla mnie, jak słodko kwaśne cukierki, które z rozerwanej torebki wysypały się na dno szuflady z przyprawami. Czuć trochę gorzkich nut kadzidlanych i paczuli, jakieś drewno. Te “landrynki” dodają zapachowi lekkości , cytrusowości, przez co całkiem przyjemnie się go nosi.

Mikail: Masa marcepanowa
Wyczuwam zmielone migdały, olejek migdałowy i dużą ilość cukru – marcypan.
Mam skojarzenie z nadzieniem z czekoladek Mozartkugeln, ale jakby w wersji bardziej alkoholowej. Masa marcypanowa zatopiona w koniaku. W nucie serca dochodzą nuty „kwaśne”, trochę zielone.


Jaffa:
Otwarcie bardzo słodkie, ciastkowe, czekoladowe troszkę. Trochę dymny, żywiczny. Chyba czułem malinę? Kojarzy mi się z perfumami arabskimi. Rum, Whiskey. Trwałość i projekcja bardzo dobre.


Ela:
Początkowa słodkość trwa około 15 minut. Później zostaje bardzo blisko skóry. Jest to NIEWĄTPLIWIE kobiecy zapach. Przywodzi na myśl zapach białych kwiatów oriany, kwiatów pachnących ambrozją. Ten zapach ma w sobie pierwiastek nieziemski, coś boskiego albo raczej anielskiego. Pamiętając o tym, że anioł jest tutaj kobietą.
Ten zapach, może przez swoją delikatność, jest w pewien sposób elegancki. Jest słodki ale nie narzuca się. Kojarzy mi się z piękną kobietą wykonującą w biurze swoją pracę w niezauważalny dla większości otoczenia sposób. Jej praca wykonana jest zawsze w sposób profesjonalny, a zachowanie oficjalne. Jest to wysoko wykfalifikowana specjalista, nie ujawniający w pracy indywidualnego charakteru. Dlatego Pani ta jest trochę niewidzialna, tak jak anioł. Żeby czegoś się o niej dowiedzieć trzeba zadać sobie trochę trudu.


Sobejjj:
Ciężko zidentyfikować pojedyńcze składniki, wszystko jest zblendowane w jedną, bardzo dobrą całość. Powiedziałbym, że jest to nowoczesny szypr, choć jest i pierwiastek retro. Bardzo podoba mi się akord w sercu, który przypomina naturalne piżmo jelenia, słodkawe, narkotyczne, lekko animalne. Jest też akcent kwiatowy, czy to róża? Nie wiem, ale podane w bardzo nieoczywisty sposób. W bazie chyba paczula z wanilią z nutkami cytrynowymi (może jakiś sandałowiec lub synt. piżmo). Trwałość b. dobra, projekcja mogła by być ciut większa. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, to w otwarciu czuć jakby naftalinowy zapach z kulek na mole albo starej zakurzonej szafy z futrami.


Zapach bzu i agrestu:
Wspólny mianownik z Franck Olivier Oud Touch i Mancera Aoud Lemon Mint. Jestem bardzo ciekawy, które nuty tworzą ten znajomy akord. Kojarzy mi się z kryptą, wazonem róż i kadzidełkami.


Leondros:
Arabski twór. Oud, ostry, arabski, do którego dodano po kolei – malinę, truskawkę i tonę róży. Słodkie otwarcie, niczym jeden z tworów Rasasi, przekształca sie w Tea Rose Workshop. Nuty metaliczne współgrają tu z drzewnymi. Zapach ładnie wybrzmiewa na skórze, jest dobrze zmiksowany.


Machiavelli:  Mandala na środku świata
Każda linia i zakręt, każdy kąt i florystyczne zdobienie. Złote nici łączące żywe i rozpromienione kwiaty. Mandala w centrum rajskiego ogrodu, która rozpływa się na wszystkie strony. Porasta kamienne kolumny niczym latorośl, wrasta się w skały, z których wpływają tęczowe strumienie. Barwi nieboskłon pastelowym różem, za którym zachodzi wielkie, pomarańczowe słońce. Obleka powoli glob niczym najpiękniejsza szata, a każdy jej fragment tak pasuje do dzieła natury, że zdaje się żyć z nią w symbiozie i być jego częścią.

Zdecydowanie najbardziej perfumeryjna, bogata i dopracowana kompozycja. Bez problemu byłbym w stanie wyobrazić ją sobie na półce perfumerii, nawet  jako produkt luksusowy. Nie sili się na oryginalność, ale nie jest mdła. Ma wyraźną, trójdzielną konstrukcję i rozbudowane akordy. Przejścia są płynne, a zapach fantazyjny, ale nieprzerysowany. Czuć dużo kwiatów (najwyraźniej chyba różę) z odrobiną pudru, czuć żywicę i ciepłe przyprawy, a wszystko to jest na słodkawym, kremowym, sandałowym tle z akcentem kadzidlanym. Zdecydowanie nie pachnie to amatorsko.


Kasja:
Otwarcie jest słodkie, kwiatowe i oudowe. Oud taki lekarstwiany, ale posłodzony miodem, a może karmelem i wanilią.  Jaśmin też dodaje słodkości i zapewne róża. Wyczuwam też brzoskwinie. W sercu większą rolę odgrywają kwiaty na miękkiej bazie. Baza zmysłowa, bardzo przyjemna, ambrowo – waniliowa. Chętnie bym ponosiła, ale projekcja na mojej skórze szybko przycicha i zapach staje się blisko skórny.

Słoneczny zapach, przywodzi na myśl, letni poranek. Słońce jest już dość wysoko, ale nie ma jeszcze przytłaczjącego upału. Z takimi perfumami można mieć tylko udany dzień.

22 komentarze

  1. Perfumiarze namalowali obrazy zapachami, a Ty Renifer_Lopez namalowałaś je ponownie słowami. Tak pięknie je namalowałaś, że czytając Twoje opisy myśli szukały we wspomnieniach podobnych sytuacji i zapachów. Oczywiście nie wszystkich sytuacji udało mi się w życiu doświadczyć, nie byłam np. na pustyni. Tym bardziej narastało pragnienie poczucia wszystkich konkursowych prac. Włożyłaś w to mnóstwo uwagi i serca, zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Uważam, że pisanie o zapachach, przedstawianie ich za pomocą słów jest bardzo trudne, może nawet trudniejsze od zrobienia kompozycji ;-).

    Dla testerów też powinien być konkurs na najpiękniejsze opisy.

    • Kasja, dzięki 🙂 rzeczywiście starałam się włożyć w testowanie serce – podziwiam Wasze umiejętności tworzenia zapachów i cieszę się że miałam możliwość je poznać. Żałuję że nie mogłam im poświęcić tyle uwagi, ile lubię (ale wtedy testowanie trwałoby za długo i zużyłabym więcej ml, co w tym przypadku jest niekorzystne). Jeśli chodzi o opisywanie sytuacje, to nie wiem skąd mi się biorą, bo większości nie doświadczyłam 😀 pozwoliłam poszaleć wyobraźni, choć akurat jeśli chodzi o pustynię to raczej efekt czytania książek podróżniczych. Zwykle włączała mi się wtedy synestezja i przypuszczam że jakoś rzutuje to na moje postrzeganie rzeczy, których w praktyce nie znam.

    • Kacper, aż się zaczęłam śmiać po przeczytaniu Twojego komentarza 😀 oglądanie Twoich vlogów od dawna chyba przynosi efekty, bo widzisz, podejrzewałam Cię najpierw o jedenastkę, potem o dziesiątkę, a po przeczytaniu zamieszczonego przez Ciebie opisu zapachu o jeszcze jeden 🙂
      Miło mi, że podobają Ci się moje opisy. Blogów z recenzjami jest już sporo, ale może kiedyś jakiś założę, z opisami zapachów o których mało się pisze.

  2. Kubańczyk wniósł świeży powiew do opisów. Poszedł odważnie i przebojowo. Rzucając nowe światło na niektóre kompozycje. Gratulacje.

  3. To dla mnie była ogromna przyjemność testować tyle świetnych zapachów. Szkoda, że nie mogłem dać po punkcie jeszcze kilku zapachom, bo bez wątpienia na to zasługiwały- no ale zasady to zasady..

    Na sam koniec chciałbym pogratulować wszystkim Perfumiarzom biorącym udział w tej zabawie. WSZYSCY wykonaliście kawał ZAJEBISTEJ ROBOTY. Chciałbym mieć o tym pojęcie jak Wy i robić to co Wy. CZAPKI Z GŁÓW

  4. Kubańczyk testerzy też wykonują świetną robotę. 🙂 Poświęcają swój czas zapachom, które może wcale im się nie podobają, bo przecież każdemu z nas podoba się co innego. Jesteśmy różni i różnie odbieramy zapachy i ta różnorodność jest piękna. Tak samo ceni się kilka konkretnych słów jak i epickie opowieści i poetyckie porównania. Mam nadzieję, że za bardzo nie zmęczyła Cię ta zabawa i weźmiesz udział w drugiej edycji , bo Twoje porównania do znanych perfum są mega zajefajne 😉

    • Że to miało męczyć? Przecież to sama przyjemność!
      Oczywiście, że wezmę udział dalej 🙂

  5. Kubańczyk ja Ci dam starą pudernicę 😀 😀 😀 Myślę że dla wielbicielek “Piątki” Chanel ten zapach mógłby być zbyt kwiatowy, za to dla amatorek Amarige czy Poeme dziesiątka to raj 🙂
    Do dwunastki rzeczywiście pasuje złoty kolor, może bardziej barwa starego złota. Zdziwiło mnie że na Tobie parametry tego zapachu nie powalają, na mnie był bardzo trwały.

  6. Ja wysłałam dziś ostatnie opisy. Szczęka mi opadała po użyciu każdej fiolki. Perfumiarze! Niesamowici jesteście! Dziękuję za możliwość poznania tylu zapachów i już się wstydzę tych moich nietrafionych nut 🙂

  7. Przeczytałam wszystkie opisy Iwonidos i Mikaila, świetne są 🙂
    Tęsknię za dwunastką…w sumie za wszystkimi trzema z tej grupki 🙂

  8. Ucieszyłem się z mięty i cytryny, o której wsposmnina Rennifer_Lopez.
    Choć nie ma ich w składzie, też bym je umieścił w opisie.
    Kubańczyk, bardzo mi się podobało skojarzenie z Emiratami Arabskimi.
    Ela miała rację, zapach pomyślany jako kobiecy. Dzięki za nieziemski pierwiastek.
    Machiavelli utrafił z pastelowym różem. Jak robiłem “etykietkę”, wybrałem właśnie ten kolor.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.