Piramidy zapachowe

Przygoda z własnoręcznym tworzeniem zapachów zazwyczaj rozpoczyna się od monoaromatów.
Nabawiwszy się jednak z nimi, szybko przychodzi ochota na coś więcej. Na bardziej skomplikowane, złożone aromaty.
Co robić dalej?

Przede wszystkim należy poznać podstawy teoretyczne.
Jeżeli znaleźliście się na tym blogu, zapewne macie spore podstawy. Przypomnijmy jednak raz jeszcze czym jest piramida zapachowa.

Jak zapewne wiecie, istnieje wiele modeli porządkowania zapachów. Generalnie, większość z nich zakłada segregację  od najbardziej lotnych, zmiennych do stałych i trwałych.
Najprostszy z modeli (np. na fragrantica) to podział na trzy poziomy: głowa, serce i baza.
Poniżej jeden z klasycznych modeli szkoły francuskiej, z podziałem na poszczególne nuty:

Wraz z rozwojem warsztatu elementów syntetycznych, piramidy nieco zmieniono, uwzględniając nowe kategorie zapachowe.


Należy wszak pamiętać, że nauka o zapachach jest do dzisiaj słabo rozwinięta. Piramidy nie potrafią opisać nowo odkrywanych molekuł i komponowanych baz. Powstają mieszanki o zapachu, powiedzmy, wetywerii, która będzie wyczuwalna w głowie, lub cytrusów o właściwościach bazy.
Wciąż trwają poszukiwania lepszego modelu, który bardziej dokładnie zgrupuje olfakoryczne doznania, bez dokładnego przypisania do głowy, serca lub bazy.

Profesjonaliści natomiast nie przejmują się żadnymi piramidami, które, należy stwierdzić fakty, są stosowane w celach PR’owych. Żeby klientom było łatwiej rozpoznać się w zapachu. Przecież o wiele bardziej podniecająco brzmi “drzewo różane”, niż “linalool”. 🙂
Profesjonaliści zatem nie mają podziału piramidalnego, a nawet wyraźnego podziału na “bazy” i “głowy” nie stosują. Ich klasyfikacja wygląda mniej więcej tak:

Mi osobiście bardziej podoba się taki model:

Najważniejsze, co mamy zrozumieć: piramidy i klasy zapachowe to poniekąd samoograniczenie i uproszczenie. Skrót myślowy. Jedne substancje są bardziej lotne, a inne mniej. Jedne mają większą moc, a inne mniejszą nawet, jeśli obie pachną, powiedzmy, pomarańczą.
Piramidę warto znać po to, żeby lepiej orientować się w świecie coraz bardziej skomplikowanych molekuł  i co raz bardziej abstrakcyjnych zapachów.

3 komentarze

  1. Piekielnie merytoryczny artykuł, dziękuję bardzo!

    Mam nadzieję, że wraz z poznawaniem molekuł i pracą na nich, nie zacznę zastępować skojarzeń z naturalnymi woniami, skojarzeniami z molekułami. Z jednej strony byłby to wyraz świadomości perfumeryjnej, jednak mam wrażenie, że mógłby on odrzeć obcowanie z perfumami z całej fantazji, przyjemności i elegancji.
    W końcu przyjemniej jest odnaleźć w pachnidle zapach ulubionej lawendy ze słonecznych pól Grasse niż np. linalool z odrobiną hedione. 😉

    • Niestety (albo i “stety”), coś za coś.
      Może nie zaczniesz całościowo zastępować, ale myjąc ręce zrozumiesz nagle, że czujesz Iso E lub Galaxolide. Wąchając domowe zwierzątko pomyślisz o muscenonie. A odwiedzając jakiś zabytek pomyślisz, że ten “zabytkowy” zapach to nic innego, jak doskonały akord na podstawie drzewa agarowego 😀
      Powiem więcej.
      Mam już sny olfaktoryczne 😮
      To nic złego. Porozmawiaj z muzykami, malarzami lub fotografami. Muzyk rozkłada melodię na akordy, nuty i sample. Malarz ocenia zieleń wiosennych drzew, a fotograf oświetlenie z różnych perspektyw.
      I przy tym nieźle się bawią!

      • Dokładnie! Jako muzyk raczej coraz rzadziej stosuję określenia typu “skoczny”, “wesoły”, “ponury” itd. Określenia porównawcze są po prostu niewystarczające żeby opisać niezwykle bogaty świat muzyki. Pod prostym określeniem “polifonizujący” kryje się dosyć długie “w którym kilka głosów jest prowadzonych samodzielnie ale tworzących harmonijną całość”. Jedyna strata jest taka, że coraz mniej osób czai, o co mi chodzi 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.